14 sierpnia 2014

XV


“Tylko miłość jest w stanie pomścić nas za baty odebrane od życia.
I pamiętaj: jeśli kobieta cię pokocha, nie będzie takiej gwiazdy,
której byś nie dosięgnął, żadne bóstwo nie dorośnie ci do pięt.”
Yasmina Khadra – Co dzień zawdzięcza nocy

Sakura
*trzy dni później*

Jak łatwo by było przestać cię szukać. Jak łatwo by było przestać nieustannie się za tobą rozglądać z głupią nadzieją, że uda mi się ciebie ujrzeć, chcąc tego i nie chcąc jednocześnie.
Są momenty, kiedy czuję, że musisz być obok. Natychmiast, teraz. Te chwile bolą najbardziej. Tak bardzo, że pewnie nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić, choć wyobraźni masz pod dostatkiem. Ty po prostu nie potrafiłbyś pojąć tego w sposób, przez który postrzegam to ja. Ale o czym ja myślę. Ty możesz o mnie nawet nie wspominać.
- Sakura. - Ocknęłam się, odwracając głowę w stronę ciotki stojącej w progu. - Dziś twoja pierwsza lekcja.
Wstałam, zdejmując z pleców koc, zaraz szybko kładąc go na łóżku. Dopiłam filiżankę czarnej kawy i ruszyłam do łazienki. Zatrzymałam się przed lustrem, wpatrując się w swoje włosy, które sięgały połowie pleców.
Wzięłam je do ręki, przeczesując palcami, przypominając sobie, ile czasu spędzałam, aby idealnie założyć te wszystkie peruki. Ile czasu i samozaparcia kosztowały mnie próby chowania się przed Kankuro, który ostatecznie skończył z moją siostrą. Zaśmiałam się smutno pod nosem, mając ich jako parę przed oczami.
Kankuro wcale nie musiał być złym facetem. Gdyby nie to, że nie żywiłam do niego nic prócz przejmującej irytacji, a odwzajemniłabym to, czym mnie dążył, może stworzylibyśmy całkiem zgrany związek. Ciągle zaskakiwałyby mnie miłe rzeczy, o których opowiada mi Miku.
Może tak jak ona dostawałabym kwiaty bez okazji. Może tak jak ona byłabym zaskakiwana przeróżnymi niespodziankami, o których mi się nawet nie śniło, a w moim życiu nie gościłoby nic innego niż radość i śmiech, które nie opuszczają jej teraz na krok. Może się pomyliłam? Może podjęłam złą decyzję?
Powinnam mu wybaczyć?
Powinnam skazać się na życie ze świadomością bycia potrzebną tylko z jednego powodu?
Bezwiednie puściłam rękę wzdłuż swojego ciała.
Gdyby to oznaczało, że mogłabym być blisko niego, byłabym do tego zdol…
- Sakura! - Zawołała ciotka z dołu, a ja przetarłam knykciami kilka łez, które zdołały się uwolnić spod bariery powiek.
Właśnie odchodziłam od umywalki, gdy moją uwagę znów przyciągnęły różowe pasma włosów. Miałam już dość ich koloru. Wywoływał we mnie niepotrzebne wspomnienia, bo wszyscy się nimi zachwycali. Zdarzyły się oczywiście osoby, które patrzyły na mnie jak na ludzkie wcielenie “hello kitty”, ale nigdy mi to nie przeszkadzało, bo znałam swoją wartość. Wiedziałam na co mnie stać, ile byłam w stanie wytrzymać i znieść, aby się nie stoczyć.
Były ze mną, kiedy zginął tata. Były ze mną, kiedy zniknął Ryan. Były ze mną, kiedy zostawił mnie Sasuke. Były wszystkim, o czym chciałam zapomnieć.
Szarpnęłam za nie, lecz te grube i mocne ani drgnęły. Wszystkie trzymały się na właściwym miejscu, jakby się ze mną przekomarzając. Pokazując, jak bardzo słaba byłam.
- Sakura! - Szybko oderwałam ręce od zlewu,  a następnie wyszłam na korytarz. Zeszłam po schodach, a Sasha zamerdała radośnie ogonem na mój widok. - Dziecko, ile można na ciebie czekać? - Mruknęła ciotka Lulu, zakręcając termoaktywny kubek, po chwili wręczając mi go w dłonie.
- Przepraszam, zamyśliłam się - odparłam, potrząsnąwszy głową.
- Nic nowego, złotko. - Podeszła do okna i klasnęła w dłonie. - No, przyjechała - powiedziała zadowolona, pchając mnie ku drzwiom. - Zachowuj się i uśmiechnij się, bo wystraszysz swoją pierwszą uczennicę. - Poklepała mnie po ramieniu, gdy już założyłam buty. - No, moja dziewczynka. - Uśmiechnęła się. - Cycki do przodu i jazda! - Wypchnęła mnie na ganek, a ja ścisnęłam swoją torebkę w ręce.
Dasz sobie radę, Sakura.
- Cześć. - Uniosłam głowę, mając przed sobą zabytkowe auto, a co najważniejsze jego właścicielkę. Wysoką blondynkę z władczym spojrzeniem. Jej image ostrej jak brzytwa kobiety psuły cztery kucyki, w które upięła swoje włosy.
- Cześć - odparłam.
- Wsiadaj. - Puściła mi oczko, a ja spełniłam jej polecenie. - Jestem Temari. - Wyciągnęła dłoń, kiedy obie znalazłyśmy się w środku. Podałam jej swoją. Miała mocny i zdecydowany uścisk. Całkowicie inny od mojego - lekkiego i niepewnego.
- Sakura. - Ogarnęłam się, w końcu wymawiając swoje imię.
- Ciocia dużo o tobie mówiła i gdyby nie to, że świadczy za ciebie głową, nie dostałabyś tej roboty. - Przekręciła kluczyki, a silnik obudził się do życia.
- Jest twoją ciocią? - Byłam skołowana. Ta Temari była jakąś moją krewną?
- Nie. - Zaśmiała się. - Ale wszyscy ją tak nazywamy, jest złotą kobietą.
Ruszyłyśmy w ciszy docierając na asfaltową drogę.
-  Rozpoczęłaś już kurs?
- Zaczynam jakoś niedługo - mruknęłam, zapatrując się w krajobraz za oknem.
- Pamiętaj, żeby z nikim z kadry za bardzo nie rozmawiać prócz tych, których ci przedstawię. Nie wszyscy są pokojowo nastawieni do nowych. - Patrzyła się przed siebie, lecz byłam pewna, że zerkała na mnie, kiedy traciłam nią zainteresowanie. - Ty jesteś tu od tego, aby kształcić tylko jedną uczennicę i to tylko dlatego, że chwilowo nie mamy dla niej godzin w zastępstwach, ale niedługo to się zmieni.
Mijałyśmy zabytkowe domy oraz ludzi, którzy w dużej mierze byli ubrani w tradycyjne stroje. Nie widziałam pełnych kimon, bo zostały one zmodernizowane w taki sposób, aby stały się bardziej praktyczne.
Dojechałyśmy w ciszy pod postawny budynek liczący kilka setek lat. Gdy auto się zatrzymało, Temari zamiast wysiąść zwróciła się do mnie.
- Znam cię z gazet, ale nie oczekuj tu zawrotnej ilości fanów. Nas tu naprawdę nie obchodzi twoja sława związana z Uchihą. - Zacisnęłam pięści i spojrzałam na nią z uniesioną brodą.
- A mnie nie obchodzi to, co myślisz na ten temat - powiedziałam, otwierając drzwi.
Nie patrząc na blondynkę, ruszyłam do wejścia do budynku. Ciocia mówiła, że jest to wicedyrektor tej placówki, jednak ja nie potrafiłam zahamować słów, które wyszły z moich ust. Nie, kiedy w grę wchodził Sasuke.
Myślała, że jest ode mnie lepsza? Że może wygłaszać mi swoje tyrady, bo właśnie naszła ją taka ochota? Nie. To Lulu załatwiła mi tą pracę i nie ukrywam, że najchętniej wcale by mnie tu nie było. Nie chciałam jej jednak zawieść, mając na uwadze to, ile dla mnie zrobiła.
Weszłam do środka, słysząc pukanie obcasów Temari za sobą. Pomieszczenie było wysokie i zaciemnione. Szkoła muzyczna, jako jeden z niewielu w wiosce budynków jest murowana, a jej mury grube i zapewniające zimno oraz ochłodę od skwaru na zewnątrz.
Podeszłam do recepcji od razy przy wejściu. Była to długa, drewniana lada i tylko jedna kobieta za nią.
- Nazwisko? - Spytała, spoglądając na mnie zza grubych szkieł okularów.
- Haruno Sakura.
- Sala numer piętnaście. Uczennica już czeka.
- Dziękuję. - Skinęłam głową i nie odwracając się za siebie, ruszyłam ku schodom na piętro. Nie miałam pojęcia, gdzie znajdowała się ta sala, jednak wolałam trochę na ślepo pozwiedzać, niż wracać do tej zołzy Temari.
Znalazłszy się na górze rozejrzałam się. Miałam przed sobą długi korytarz, lecz drzwi do sal były tylko po jednej stronie. Skręciłam w lewo, widząc dziewczynkę siedzącą pod ścianą. Zaniepokoiła mnie jej zwieszona głowa i brak ruchu.
Przyspieszyłam kroku, a gdy znalazłam się obok niej kucnęłam, dotykając jej ramienia. Z trochę spóźnioną reakcją uniosła na mnie swój wzrok, w którym nie dostrzegłam nawet krzty zainteresowania.
- Co się stało?
- Czekam na moją nową nauczycielkę - powiedziała cicho, wpatrując się w podłogę.
- Mishi? - Kiwnęła twierdząco głową. - Sakura Haruno. - Podałam jej rękę, siląc się na uśmiech. - Chodź, jesteśmy trochę po czasie.
Dziewczynka podniosła się z podłogi, ruszając za mną. Sala piętnaście była blisko, więc problem z jej znalezieniem zniknął. Weszłyśmy do środka, a pomieszczenie okazało się małą podłużną salką z jednym pianinem, biurkiem i krzesłem.
- Siadaj. - Wskazałam na krzesełko przewidziane dla pianistki, a ona z małego plecaka na swoich plecach wyciągnęła zeszyt. Odebrałam go od niej, spoglądając w zapiski jej nauczycielki. - Ostatnio dostałaś nuty Czardasza, prawda?
- Tak.
- Widzę, że nie przerobiłaś go za wiele z panią, tak? - Miała może dziewięć lat, jednak jej spojrzenie przypominało mi to należące do zmęczonej życiem kobiety, której było wszystko jedno.
- Tylko pierwsze takty.
- Dobrze, pokaż nuty.
Nie byłam nauczycielem muzyki.
Nie miałam tego wykształcenia.
Jednak miało być to tylko kilka lekcji, gdzie przypilnuje jej ktokolwiek z dobrym słuchem i umiejętnością grania na fortepianie. Po ukończeniu pierwszego stopnia szkoły muzycznej posiadałam te umiejętności, więc stałam się dobrym zapychaczem. Aby móc uczyć drugoklasistkę, nie musiałam być niewiadomo kim. Mimo wszystko stresowałam się.
- Zacznij rozpracowywać prawą rękę. Dopiero, gdy załapiesz jej melodię, zaczniemy zastanawiać się nad drugą, która rozpisana jest w kluczu basowym.
Całe czterdzieści minut słuchałam jak Mishi powoli poznaje utwór. Wydawała się być zatracona w muzyce, co wprawiło mnie w dość duże zamyślenie.
Po lekcji szybko się z nią pożegnałam i z mieszanymi myślami wyszłam z sali. Dziewczynka zeszła do szatni, jednak ja nie dostąpiłam tego zaszczytu, aby wyjść, bo czekała mnie jeszcze randka z cerberem.
- Całkiem nieźle - powiedziała Temari, lekko przekrzywiając przy tym głowę. - Co nie zmienia faktu, że masz trzymać się na baczności.
- Tak jest - zironizowałam. - To wszystko? - Przez chwilę pojedynkowałyśmy się na spojrzenia, ale ta w końcu odpuściła.
- Tak, możesz iść.
Jak najszybciej chciałam opuścić to miejsce. Dusiło mnie, przeszkadzało. Powodowało, że czułam się zagrożona, więc znalazłam się przy recepcji prawie natychmiast. Zdałam kluczyki, a gdy znalazłam się na świeżym powietrzu, odetchnęłam głęboko.
Przeszły mnie ciarki, gdy wiatr zawiał mocniej, powodując trzepotanie mojej bluzki.
Ruszyłam w stronę ulicy, bo chciałam zajść do sklepu. Do Lulu zawsze mogłam dostać się autobusem.
- Podwieźć cię gdzieś?

Sasuke
*trzy dni później, w tym samym czasie, co akcja dziejąca się w poprzedniej narracji*
- Przygotowałeś moje auto? - Spytałem wpatrując się w biel ściany na przeciwko.
- Wiesz, że nie powinienem…
- Przygotowałeś?
- Tak. - Gaara rzucił mi kluczyki, które złapałem w locie. Wyważyłem w dłoni ich ciężar, poznając je po samym dotyku. Nie musiałbym na nie patrzeć, aby znaleźć je w stosie innych. Tego się nie zapomina.
- Jesteś wolny, możesz iść.
- Nie potrzebuję twojego pozwolenia, Sasuke. - Zmarszczył gniewnie brwi, nie zdejmując ze mnie czujnego spojrzenia.
- Ale jesteś w moim domu, a ja dostałem to, czego chciałem, więc nie jesteś mi już potrzebny. - Okręcałem kluczyki w palcach, umysłem będąc na torze. Już niedługo.
- Jeśli ją potraktowałeś tak samo, nie dziwię się, że od ciebie uciekła - odparł, a ja dopadłem do niego, jednak ten odepchnął moje ręce. - Sasuke, uważaj. Nie chcesz, żebym się od ciebie odsunął jak Utakata.
- A co, jeśli chcę? - Warknąłem, a ten uniósł jedną brew ku górze.
- Nie chcesz.
- Chcę.
- Czego chcesz? - W progu pojawił się Itachi standardowo ubrany w garnitur. Miał w dłoni teczkę, a teraz właśnie rozluźniał krawat.
- Was na korytarzu, dających mi spokój - powiedziałem, odchodząc kilka kroków.
- Spełnię twoją prośbę, ale tylko w połowie - mruknął Itachi, siadając na kanapie. - Gaara, zostaw nas samych, proszę.
- Powodzenia stary. - Sabaku poklepał go po ramieniu, po czym wyszedł bez słowa.
Prychnąłem.
- A ty, czego chcesz? - Rzuciłem, siadając na dużym, białym fotelu.
- Żebyś się otrząsnął i wrócił do pracy - powiedział bez ogródek, na co kącik moich ust uniósł się kpiąco ku górze.
- Zostawiłem to, ruszyłem do przodu.
- Litości, młody. - Zmierzył mnie krytycznym wzrokiem, którym ostatnio poczęstowała mnie Shee. - Naprawdę nie mogłeś tego z nią wyjaśnić? Pogadać jak dwoje dorosłych ludzi?
- To ona uciekła, nie chcąc mnie słuchać. - Zacząłem rozglądać się po pokoju, bo wszystko było ciekawsze niż widok mojego brata, wygłaszającego pouczającą gadkę.
- Bo pewnie słabo się starałeś. Zresztą. - Pochylił się do przodu. - Jak to było? Ona odczytała twoje smsy i odjechała?
- Tak.
- Nie mogło pójść tak łatwo.
- A jednak.
Westchnął.
- Musisz wrócić do firmy i porozmawiać z Madarą. Wiesz, że to nieuniknione.
- Nigdzie się nie wybieram. - Odwróciłem głowę w stronę okna. Niech on już stąd idzie.
- Jesteś strasznie trudnym człowiekiem.
- Jakbyś powiedział, że jestem łatwy, to jeszcze bym się obraził - prychnąłem, a on odchylił się do tyłu.
- Nie pomagasz, Sasuke.
- A widzisz, jakbym chciał to robić?
- Koniec - uciął, a ja spojrzałem na niego z dystansem. - Ta dyskusja prowadzi donikąd.
- Brawo. Otrzymujesz talon na balon. - Klasnąłem.
- Naprawdę cofamy się do momentu, kiedy mamy po naście lat? - Założył ręce na piersi, lekko przekrzywiając głowę.
- Nie chciałbyś się odmłodzić? Znów mieć bujne włosy i osiemnaście lat?
- Coś jest nie tak z moimi włosami, co? - Rozluźnił się i położył głowę na oparciu, wpatrując się w sufit. - Nie chcę, żebyś sięgnął dna, jak po śmierci rodziców.
- Przestań, o czym ty mówisz? - Obruszyłem się, marszcząc brwi.
- Zaczynasz robić dokładnie to samo.
- No, czyli co? - Syknąłem, pochylając się do przodu.
- Siedzisz non stop w domu, nie odzywasz się do nikogo, tylko rysujesz, grasz, a do całej paczki czynności wyskokowych brakuje jeszcze wyścigów.
- Widzisz to? - Podniosłem kluczyki na wysokość oczu. - Niedługo będzie komplet.
- Nie. - Jego ton stał się ostry, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. - Zabraniam ci.
- Zabraniać możesz, ale ja nie muszę cię słuchać.
- Sasuke, nie bądź dzieckiem.
- Itachi, nie próbuj być moim ojcem.
W pokoju zapadła cisza. To był ten jej rodzaj, którego nienawidzę. Ciążyła nam obojgu, jednak żaden się do tego nie przyznał. Oboje byliśmy na to zbyt dumni.
- Nie wsiądziesz do tego auta.
- Wsiądę.
- Nie wsiądziesz, bo zatraciłeś granice i to nie tylko w szybkiej jeździe.
- Co ty możesz o mnie wiedzieć?! - Uniosłem się, chcąc, aby on też ujawnił jakąś emocję prócz opanowania.
- No powiedz mi, kto wie więcej. Kto?
Z powrotem usiadłem na fotel, opierając łokcie na kolanach.
- Ona.
- Więc gdzie ona jest?
- Itachi, do czego ty do cholery zmierzasz?! - Zacisnąłem pięści, drżąc ze złości.
- Do tego, że tracisz coś, co powinieneś chronić, jeśli tylko jesteś w stanie się do niej przyznać.
Zacząłem bębnić palcami w oparcie fotela. Co on mógł wiedzieć? On nie miał takich problemów. On, on nie miał żadnych problemów. Był ulubieńcem rodziny, wszędzie świetnie sobie radził. Nigdy nie poczuł, jak to jest żyć w cieniu kogoś. Nigdy nie czuł, że za wszelką cenę musi komuś dorównać, aby udowodnić własną wartość. Nigdy.
- Pojechałem za nią do Londynu, a ona odjechała z tym Anglikiem. Już raz za nią goniłem - warknąłem, uciekając wzrokiem.
- Jaki Londyn, jaki Anglik? - Lekko zmarszczył brwi, rozpinając górny guzik koszuli.
- Znalazłem ich, kiedy wychodzili z teatru. Odjechała na jego motorze, mnie zostawiła przemoczonego na środku drogi. Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?!
- Generalnie, to na to zasłużyłeś.
Poczułem się, jakbym właśnie dostał policzek. I to od własnego brata.
- Przecież to wy kazaliście  bawić mi się w pieprzonego producenta plemników!
- Ale mogłeś to inaczej załatwić. Tak, żeby nie stać się największą sensacją plotkarskich mediów.
- Czy ty uważasz, że się o to prosiłem?! - Znów wstałem, jednak on nadal siedział w spokoju, wymawiając kolejne oskarżenia.
- Swoim zachowaniem najwyraźniej tak.
- Itachi, do cholery! - Wyrzuciłem ręce do góry, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszałem. To nie działo się naprawdę. Jeden z najbliższych mi ludzi nie mógł się właśnie ode mnie odwracać. Nie mógł. - O co ty mnie obwiniasz?!
- To ty siebie sam powinieneś obwiniać.
- No niby za co?!
- Za bycie idiotą.
Kopnąłem taboret, który z hukiem uderzył o ścianę. Złapałem się za włosy, nie potrafiąc przyjąć do siebie tego, co mówił mi brat. Tego, co mówił z tak obłędnym i irytującym spokojem.
- Wiem, że nie było to łatwe zadanie, ale…
- Właśnie, nie wiesz - warknąłem. - Nie wiesz, jak to jest musieć skrzywdzić kobietę, której chciałbyś zrobić takie świństwo najmniej na świecie. Nie wiesz!
- Nie wiem, ale i tak wyszło jak wyszło, nie oszukujmy się.
- Świetnie! - Zironizowałem. - Świetnie! Napykajmy sobie maluchów, będzie fajnie! Zostaniemy ojcami, będziemy wychodzić razem na spacery, zmieniać śmierdzące pieluchy i żyć w domowym ognisku! - Parsknąłem. - Czy ty w ogóle masz pojęcie, o czym mówisz, Itachi? Czy naczytałeś się tego z książek?
- Nie zapominaj, kto tu jest starszy.
- I to ma cię usprawiedliwiać?!
- Najwyraźniej.
Miałem ochotę go uderzyć, żeby poczuł jak to boli, żeby chociaż w części poczuł, jak strasznie to boli.
- To jeśli tak ją kochałeś, to co robisz tutaj, zamiast jechać do niej, co?
- Nie chce mnie widzieć i to między innymi twoja wina. - Z powrotem usiadłem, chcąc, aby opadły ze mnie emocje.
- Wierzysz, że nie chce cię widzieć? - Zakpił. - Jakby Sheeiren powiedziała mi teraz, że odchodzi, bo przeczytała moją skrzynkę odbiorczą, sądzisz, że pozwoliłbym jej odejść?
- Nie porównuj Sakury do Shee - syknąłem.
- Bo co? Która jest gorsza?
- To nie w tym rzecz! - Uderzyłem pięściami o podłokietniki. On udawał, że nie rozumie, czy był po prostu głupi? - Sakura nie jest ze mną zaręczona, nie zna mnie tyle, co Sheeiren ciebie i ty nie poznałeś Imai wiedząc, że jedyne co powinieneś zrobić, to zmajstrować wnuka Madarze.
- Nie masz pojęcia, co musiałem, a co nie. Zresztą, jaka w tym moja wina? - Spytał tym zwyczajowo chłodnym i zdystansowanym głosem.
- Trzeba było sobie wcześniej to dziecko zrobić, a nie już po całej mojej akcji z Sakurą i Anglią!
- O czym ty mówisz? - Warknął nisko, a ja pochyliłem się nad nim.
- Nie wiesz? - Uśmiechnąłem się sarkastycznie, patrząc mu w oczy. - Spytaj się Sheeiren, może ci powie.
- Mów.
- Płodność, bezpłodność. Niby co innego, a czasem może się zamienić miejscami, nanana. - Złapał mnie za koszulę podciągając do góry. Był ode mnie wyższy o kilka centymetrów, a jego przeszywające spojrzenie w biegiem czasu zamiast słabnąć, rosło w siłę.
- Zacznij gadać do rzeczy - warknął, potrząsając mną.
- To mówisz, że dziecko masz, a nie ruchałeś? - Pchnął mnie na fotel, pochylając się, w końcu uwalniając jakąś emocję - gniew.
- Sasuke, to nie są żarty.
- Bądź spokojny. - Machnąłem dłonią na tyle, na ile pozwalał mi uścisk. - Ty przynajmniej będziesz tatusiem, ja nawet tego nie wiem.
- Sasuke! - Potrząsnął mną ponownie, a ja uśmiechnąłem się pod nosem, upajając się chwilą ciszy. Wydawało mi się, że słyszałem coś na korytarzu, jednak byłem zbyt zaabsorbowany bratem.
- Shee jest w ciąży.
Coś upadło na korytarzu, a my oboje zwróciliśmy głowy w tamtą stronę. W drzwiach stała Dyara i Sheeiren. Ta druga upuściła torbę, a my wszyscy przez chwilę trwaliśmy w bezruchu. Imai zacisnęła ręce w pięści.
- Nienawidzę cię - syknęła, po czym wybiegła z mieszkania.
Drzwi się za nią zatrzasnęły, a my słyszeliśmy dźwięki szybkiego zbiegania po schodach.
- Leć za nią, co tak sterczysz? - Rzuciła Dyara, schodząc z przejścia, przez które właśnie wybiegł Itachi.
Drzwi trzasnęły po raz drugi.
- Trudny żywot tej najmłodszej - westchnęła Dyara i jakby nigdy nic usiadła sobie tam, gdzie Itachi przed chwilą.
Rozsiadła się wygodnie, zakładając nogę na nogę, po czym zaczęła oglądać sufit. Cicho nuciła pod nosem, kiedy ja siedziałem na fotelu, nie wiedząc co zrobić.
- To ten czas, kiedy dochodzisz do wniosku, że musisz się z nią spotkać - powiedziała, spoglądając na mnie.
- Nie - odparłem, biorąc głęboki oddech.
- Tu masz adres. - Wyjęła z kieszeni kartkę papieru, podając mi ją. Popatrzyłem na nią z ukosa. - Bardzo się natrudziłam, żeby to zdobyć. - Zaczęła nią machać. - Jeszcze chwila i zdrętwieje mi ręka.
Wyrwałem kartkę z jej dłoni, a ona uśmiechnęła się pod nosem.
- Jeśli wyjedziesz teraz, to zdążysz przed zachodem słońca.
Wstałem, szukając kluczyków od bmw. Widząc je na komodzie, szybko wrzuciłem je do kieszeni razem z portfelem. Rozejrzałem się dookoła.
- Nic więcej nie potrzebujesz. Nie zapomnij tylko zatankować. - Wstała, kierując się do wyjścia. Poszedłem za nią, zakładając buty. - Jedź ostrożnie, nie mam nastroju na stypę. Ach i zjedz coś po dro…
Drzwi trzasnęły po raz trzeci, a ja stałem przy windzie, która już na mnie czekała. Zjechałem na dół, po czym wyszedłem z budynku. Widziałem Itachiego z Shee, którzy siedzieli na ławce niedaleko. Ominąłem ich szerokim łukiem, kierując się do auta, nie zostawiwszy go wcześniej w garażu. Wyjechałem z piskiem opon, jednak Itachi nawet nie odwrócił głowy.
Podjechałem na najbliższą stację benzynową. Zatankowałem do pełna, kupując również hamburgera. Czym prędzej go zjadłem, po czym wprowadziłem adres ze zmiętej kartki do gpsu. Komórka szybko załapała sygnał, a ja prawie natychmiast usłyszałem.
- Za dwadzieścia metrów, skręć w lewo.
- Tak jest - mruknąłem pod nosem, wjeżdżając na jezdnię.
Jechałem bez przystanku przez cztery godziny. Bateria w moim telefonie była na wykończeniu, co jeszcze bardziej napędzało mnie do tego, aby znaleźć się tam natychmiast.
W sumie nie wiedziałem, na co liczyłem. Nie wiedziałem, co powinienem jej powiedzieć. Generalnie nie wiedziałem nic, włącznie z powodem, dla którego wsiadłem do auta. Byłem pewny tylko tego, aby dowiedzieć się, czy zaszła w ciążę czy nie. Nie mogłem powiedzieć, że reszta mnie nie obchodziła, ale mógłbym nie stanąć na wysokości zadania i o to nie zapytać. Prawda w oczy kole, Uchiha.
Wjechałem do tej wioski, w której podobno miała znajdować się Sakura. Okolica zaskoczyła mnie strasznie, bo nie spodziewałem się aż takiego nadmiaru japońskiej kultury. Nie zmienia to jednak faktu, że miejsce zrobiło na mnie wrażenie.
- Został ci jeszcze jeden procent baterii. - Uderzyłem o kierownicę. No pięknie, jeszcze tego mi tylko brakowało.
Wyjechałem ze wsi, jadąc jakąś polną drogą.
- Żegnam, panie Uchiha. - I w ten sposób mój telefon zakończył swój żywot na dzień dzisiejszy.
Zatrzymałem się, widząc już niedaleko jedyny wśród tego pustkowia dom. Mimo późnej pory słońce nadal grzało konkretnie, więc zamknąłem samochód i wszedłem w las, aby uniknąć rażących promieni. Szedłem na równi z drogą, nie tracąc budynku z oczu. Dookoła mnie znajdował się las i ogrom pól, przez co dom wyglądał na opuszczony.
Podszedłem najbliżej jak się da, aby zostać niezauważonym, po czym zatrzymałem się w bezruchu. Miałem stąd widok na balkon, gdzie właśnie weszła Sakura z miską prania. Obok niej stała już suszarka. Dziewczyna postawiła wszystko co miała w rękach na podłodze, po czym oparła dłonie na biodrach, zapatrując się w horyzont.
O jej nogę otarł się rudy, mały pies, jednak po chwili powrócił do mieszkania. Sakura oparła się o barierkę, a ja wpatrywałem się w nią, zwracając uwagę na najmniejszy choćby gest.
Wyglądała tak samo jak wcześniej, gdy ją widziałem. Nic się nie zmieniła. Była tak samo piękna, tak samo olśniewająca nawet w spodniach dresowych i rozciągniętej za dużej koszulce.
Chwila, ona na pewno była damska?
Uniosła głowę, bo ktoś krzyknął coś z głębi domu.
Zaśmiała się krótko i odkrzyknęła.
- Ciąża nie upoważnia mnie do zaniedbywania domowych obowiązków!
Zaczęła jak gdyby nigdy nic rozwieszać pranie, a do mnie dotarła prawda, że naprawdę będę ojcem. Nie było już odwrotu.
Spodziewałem się, że w drzwiach balkonowych ukaże się ciotka, u której Sakura się zatrzymała. To jak bardzo się pomyliłem, dotknęło mnie do żywego. Nie spodziewałem się, że to się kiedykolwiek zdarzy.
- A teraz poproszę tak, żebym zrozumiał. - Obok niej pojawił się Jack, od razu sięgając po jedno z mokrych ubrań, aby powiesić je na wieszaku.
- Jestem w ciąży, ale mogę coś zrobić w domu. - Powtórzyła, a ja musiałem oprzeć się o drzewo.
Jeszcze raz przypatrzyłem się jej koszulce. Była męska.
Puściłem się biegiem przez las, aby jak najszybciej znaleźć się w aucie. Odjechałem na ślepo i daleko tak, aby nawet sam nie wiedział, gdzie jestem. Aby moje ciało poczuło się tak skołowane jak dusza.
Zatrzymałem się w końcu na stacji benzynowej. Znów zatankowałem, kupując coś do jedzenia oraz ładowarkę samochodową. Wróciłem do środka, podłączyłem telefon i poczekałem, aż się włączy, po czym wystukałem szybko wiadomość.
“Naruto, jutro wieczorem na parkingu koło mojego mieszkania. Trzeba przetestować stare auto.”
Zjadłem do końca hotdoga, wyrzucając papierek za szybę. Ponownie wziąłem telefon w dłoń, wybierając tym razem numer, klikając po chwili zieloną słuchawkę.
Usłyszałem sygnał, a połączenie zostało odebrane prawie od razu.
- Sasuke? Nie wierzę! Co cię do mnie sprowadza, kochany?
- A jak myślisz? - Warknąłem.
- Ooo - zamruczała. - Z kogoś tu musi zejść napięcie. Tylko problem jest w tym, że nie jestem w Tokio.
- Jestem w Shirakawie.
- Co za zrządzenie losu! - Pisnęła. - Ja w Takayamie, to blisko!
- Świetnie. Wyślij mi adres. Zaraz będę, Karin.

Sakura
- Słyszałeś coś? - Spytałam Jacka, gdyż wydawało mi się, że usłyszałam odgłosy biegu i odpalanego samochodowego silnika.
- Nie, a powinienem? - Rozwieszał pranie z taką swobodą, jakby był mieszkańcem tego domu.
- A może tylko mi się zdawało. - Uśmiechnęłam się słabo, schylając się po bluzkę.
- Naprawdę sobie odpocznij, ja dokończę.
- No przecież nie jestem kaleką. - Założyłam ręce na piersi, a on dotknął delikatnie mojego nosa.
- Co nie zmienia faktu, że wejdziesz do środka i grzecznie sobie usiądziesz.
- Uparty osioł - mruknęłam pod nosem, wymijając go.
- Zrzędliwa kwoka.
- Jak mnie nazwałeś?! - Odwróciłam się szybko, niespodziewanie lądując z jego rękoma na mojej talii.
- Zrzędliwą kwoką. Mam powtórzyć jeszcze raz? - Jego niebieskie tęczówki wpatrywały się we mnie zdecydowanie zbyt intensywnie. Choć z drugiej strony było w nich coś urzekającego, kojącego i spokojnego, co pozwoliło mi się zrelaksować.
- Nie, zrozumiałam - odparłam zduszonym głosem, a on uśmiechnął się lekko, mrużąc przy tym oczy.
- To dobrze, bo nie chciałbym ci więcej ubliżać. - Dotknął mojego policzka, a ja wzdrygnęłam się, choć nie odsunęłam. - Ale przyznaj, że ty zaczęłaś.
- Prawda - mruknęłam, lustrując każdy detal jego twarzy, który był tak różny od tego Sasuke, a jednocześnie równie piękny i pociągający.
- Tęskniłem za tobą - powiedział cicho, a ja poczułam jego oddech na swojej skórze oraz zapach męskich perfum, skutecznie działających na moją podświadomość.
- Ja za tobą też.
- Mam nadzieję, że to znaczyło “ja również”. - Oboje zaśmialiśmy się, jednak on nadal nie wypuszczał mnie z objęć, w których było mi tak wygodnie.
- Tak, właśnie to znaczyło.
Nie wyłapałam momentu, kiedy zbliżył się do mnie tak bardzo, że jego usta znalazły się dosłownie milimetry od moich. Gdy już prawie mieliśmy się pocałować, odchyliłam się.
- Przepraszam, ale nie. - Zagryzłam dolną wargę, a on rozluźnił ręce, puszczając mnie.
- Co tylko sobie życzysz.
- Przestań! - Krzyknęłam, walcząc ze łzami. - Przestań być taki idealny, proszę! - Nie zdołałam ich jednak zatrzymać. - Po prostu przestań!
- Mam natychmiast wrócić do Anglii? - Stał przede mną w zwykłym podkoszulku i dżinsach kompletnie zdany na moją łaskę. Zrobiłby, co tylko bym chciała i ta świadomość bolała mnie podwójnie. To, że on był w stanie się poświęcić się dla mnie, a ja nie potrafiłam tego docenić.
Nie odpowiedziałam, więc Jack zrobił krok, chcąc mnie minąć, jednak złapałam jego ramię, a on zatrzymał się. Staliśmy bokami do siebie. Patrzyłam się w zachodzące słońce, które lada moment będzie razić mnie po oczach, jeżeli dłużej pozostanę w tej pozycji.
- Nie zostawiaj mnie, po prostu bądź - szepnęłam, nie mogąc wysilić się na nic więcej. To znów przypomniało mi, jak mało potrafię z siebie dać, mimo szczerych chęci.
Obrócił mnie przodem do siebie i przytulił. Rozpłakałam się na dobre, tęskniąc za Sasuke i przeklinając jego głupią dumę. Tak dużo kosztowało go przyjechanie tutaj? Pieniądze nie grają roli, więc cierpiał na brak czasu? Był taki zapracowany? Wątpię. Może po prostu nie chciał mnie widzieć. To by wszystko wyjaśniało.
- Kochasz go, wiem. - Zaczął głaskać mnie po głowie, a ja objęłam go, jeszcze mocniej do siebie przyciągając. - I nie mam ci tego za złe. - Zacisnęłam ręce na jego koszulce. - Ale ja kocham ciebie i chcę, żebyś to wiedziała.
Co takiego w życiu zrobiłeś, Jack? Co takie, że Bóg skazał cię na mnie? Na osobę, która nie potrafi odwzajemnić tego, co powinna? Twoja dziewczyna zginęła w wypadku, a ty nadal próbujesz i mówisz to tak jawnie, jakby to było oczywiste. Nie kryjesz się z tym, nie próbujesz chować. Czemu ty, Sasuke, nie jesteś do tego zdolny?
- Dziękuję. - Wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka. Zrzucił narzutę nogą, kładąc mnie na materacu, po chwili znów przykrywając. Usiadł obok i trzymając mnie za rękę oraz gładząc włosy czekał, aż nie usnę.

***
Obudził mnie dzwonek telefonu. Przetarłam zaspana oczy, na oślep szukając komórki, brzęczącej na stoliku nocnym. Znalazłam ją dopiero, gdy mało co nie zrzuciłam lampki, co otrzeźwiło mnie na tyle, że od razu odebrałam nadchodzące połączenie.
- Halo? - Warknęłam, siadając.
- No czeeeść! Jak się spało? - Spytała rozentuzjazmowana Miku po drugiej stronie słuchawki.
- Dobrze, dopóki nie zadzwoniłaś. - Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie, jak znalazłam się w łóżku.
- Chciałabym z tobą pogadać i zdecydowałam, że przyjadę. - Słyszałam jakiś szum, który przerywał jej wypowiedź. Mimo to udało mi się ją zrozumieć.
- To dość… niespodziewane.-  Wstałam, podchodząc do okna balkonowego, aby je otworzyć i poczuć świeże powietrze.
- Więc gdzie je…
- No i jak jeździsz, idioto?! - Wydarła się, a ja usłyszałam, jak telefon upada na ziemię.
- Miku?! - Przestraszyłam się, natychmiast się spinając. - Nic ci nie jest?!
- Chwila! - Wydarła się, a ja zostałam poczęstowana kolejną porcją szumów.
- Miku…
- Awrrr! A tak długo układałam te włosy - zajęczała mi do słuchawki, a ja westchnęłam, uspokajając się. - Słuchaj, jestem na dworcu i czekam na ciebie i ciocię. Jedziemy do miasta niedaleko.
- Ale niby po co? - Sapnęłam, przebierając się szybko.
- Muszę cię stamtąd wyciągnąć. Zgnijesz tam.
- Sakura, jedziemy! - Wydarła się Lulu z dołu. Co? Jak to? Ona wiedziała?
- Słuchaj, tylko jest problem - powiedziałam, wskakując w białą, letnią sukienkę. - Nazywa się Jack.
- Cooo? O tym ciotka mi wspomniała…
- A widzisz. To blond problem o rozmiarze metr osiemdziesiąt co najmniej, więc jest dość spory.
- Wołałaś mnie? - W drzwiach stanął Jack w samych bokserkach, a ja o mało co nie upuściłam komórki.
- Ubierz się! - Zakryłam sobie oczy, na co on zareagował śmiechem.
- Aż tak źle wyglądam? - Popatrzył po swoim umięśnionym ciele, co widziałam przez dziury między palcami.
Nie! Oczywiście, że nie wyglądasz źle, tylko gorzej się skupiam, gdy jesteś prawie nagi! To, że cię nie kocham, nie znaczy, że nie skacze mi przy tobie libido…
- Nie, po prostu mnie zaskoczyłeś - odparłam po chwili zamyślenia.
- Mrrr - zamruczała Miku do słuchawki. - To słodkie.
- Czep się - warknęłam.
- To było do mnie, czy już gadasz do siebie? - Uderzyłam się lekko w czoło.
Ten dzień dopiero się zaczął, ale niech on się już skończy, proszę!
- Gadam z siostrą.
- Cześć, Miku! - Krzyknął zadowolony, a ja uniosłam jedną brew zdziwiona.
- Co?
- Hej, hej, Jack! - Odkrzyknęła Miku.
- O czymś mi nie powiedzieliście? - Wbiłam w blondyna zirytowane spojrzenie, a on wykonał obronny gest.
- Jestem czysty, jak łza.
- Pogadamy, jak przyjedziecie. Czekam na was, ciocia wie, gdzie jechać. Paaa!
Po tych słowach rozłączyła się.
- Czy może…
- Ciszej - mruknął. - Jak znów zaczniesz nawijać po japońsku, to się nie dogadamy. - Stał na przeciwko mnie z mokrymi włosami przylepionymi do czoła i kroplami wody na całym ciele. Och, chyba przed chwilą zaliczył łazienkę. - Wziąłem od niej twój chwilowy adres, tylko tyle. - Podszedł bliżej, a moje oczy rozszerzyły się. - Nie gustuję w aż tak młodszych. - Uśmiechnął się cwaniacko, a ja uderzyłam go w ramię z obrażoną miną.
- Od kiedy… A zresztą. - Machnęłam ręką. - Pospiesz się, ciocia już czeka.
- Na pewno chcesz mnie tam? - Popatrzyłam na niego jak na idiotę, lecz on zadał to pytanie całkowicie na serio.
- Nie po to przejechałeś tyle kilometrów, żeby teraz siedzieć w domu, bo moja siostra zdecydowała się wpaść. - Zamknęłam balkon, wrzucając do torebki portfel i telefon.
- Ale może chcesz pogadać z Miku, po prostu. - Szłam tyłem, myśląc, czy wszystko wzięłam.
- Nie chcę zostawiać cię samego - mruknęłam pod nosem, kończąc w myślach listę rzeczy do zrobienia.
Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie w talii i obraca o sto osiemdziesiąt stopni.
- Fajnie. Dawno tego nie słyszałem. - Uśmiechnął się, jak zadowolone dziecko. Był szczęśliwy jak nastolatek, który właśnie dostał najnowszego smartfona, bądź jak dziewczynka na widok najpiękniejszej sukienki, jaką dane było jej ujrzeć.
- Eee… Ja n…
- Tak, wiem. Nie o to ci chodziło. - Jego uśmiech nie zmalał, jednak w oczach pojawił się cień. - Ale i tak to doceniam. - Pocałował mnie w czoło, po czym wyminął, kierując się do szafy.
Jak najszybciej opuściłam sypialnię.
Biorąc głęboki oddech zbiegłam na dół, chcąc opanować napływające emocje. Zamyśliłam się tak bardzo, że nie zobaczyłam cioci, która właśnie szła korytarzem.
- Kochanie! Co ty robisz? - Zdziwiła się, a ja lekko uderzyłam się policzek. Ogarnij się, Haruno.
- Nic, nic - odparłam, lecz ona nie zdjęła ze mnie swojego czujnego spojrzenia. - Jedziemy?
- Tak. - Podeszła do drzwi i założyła buty. Zrobiłam to samo. - Czy twój przyjaciel jedzie z nami?
- Kto? - Podniosłam się, poprawiając sukienkę.
- Ten blondyn, którego imienia nie potrafię poprawnie wymówić. - Pogłaskała psy, każdego po kolei, po czym otworzyła drzwi wejściowe.
- Tak, idzie.
- O, jest.
Jack pojawił się w korytarzu, lecz skręcił w lewo do kuchni, a nie w prawo do nas. Miał na sobie czarne jeansy, koszulkę i ciemną skórzaną kurtkę.
- Ooo, fajny - rzuciła ciocia, łapiąc mnie za rękę. - Bierz się za niego. Ja bym brała w ciemno.
- Ciociu! - Fuknęłam, a Jack obrócił się.
- I jeszcze to spojrzenie… - westchnęła pod nosem.
- Mam nadzieję, że nie musiałyście długo czekać. - Przeczesał włosy dłonią, a ciocia powiedziała bez krępacji.
- Pewnie mówi coś o spóźnieniu. - Spojrzała na niego. - Na ciebie byłabym skłonna, złotko. - Otworzyłam szeroko buzię, patrząc to na niego, to na nią.
- Zrobiłem coś nie tak?
- Wychodź.
- Ale powiedz mi, co się dzieje.
- Po prostu wyjdź.
- Sakura.
- Wyłaź!
Zmierzył mnie czujnym wzrokiem, po czym wyszedł na ganek. Dopóki się nie odwróciłam, nie wiedziałam, że kiedy ja zamykałam dom, Lulu wzięła go pod ramię, prowadząc do auta. No nieee…
Wsiedliśmy w ciszy do samochodu.
Poprawka.
Ja i Jack byliśmy cicho, ciotka nadawała jak najęta.
- Popatrz na te mięśnie, na te męskie dłonie… - Odpaliła silnik, a my zaczęliśmy wyjeżdżać z posesji. - Jak czasem widzę te modne, kolorowe gazety, to właśnie tacy faceci w nich pozują. Nie uwierzę ci, jeśli powiesz mi, że ten twój prezesik jest bardziej przystojny.
Wyobraziłam sobie śpiącego Sasuke obok, który w tym stanie wyglądał tak niewinnie jak nigdy. Wyglądał jak mężczyzna, z którym chciałabym budzić się każdego ranka.
- Jest - odparłam, nie chcąc ubliżać Jackowi, również będącemu ideałem faceta, choć nie dla mnie.
- Ooo. Tak czy siak, ten nadaje się do rodziny. Wasze dzieci byłyby piękne.
- To, które się urodzi też będzie piękne. - Bo jego. Dopowiedziałam w myślach.
- Och, na pewno nie będzie miało tych pięknych, niebieskich oczu i blond włosów i…
- Będzie miało czarne włosy i oczy - powiedziałam, spuszczając wzrok.
- No, no. Dobrze, że nie skórę. Nie przeżyłabym krzyżówki Japonki i murzyna, wybacz. Moja tolerancja nie sięga aż tak daleko.
Pojawiliśmy się na głównej ulicy, a ciocia pogłośniła radio i zaczęła zawodzić swoim chwiejącym się głosem.
- Ominęło mnie coś ważnego? - Spytał Jack, nachylając się nade mną, żeby nie musieć krzyczeć. Jego ciepły oddech owiał mój lewy policzek, a ja starałam się odprężyć.
- Nie. Ciocia tylko mówi o tym, że musimy szybko odebrać Miku - westchnęłam, chcąc, aby wypadło to wiarygodnie.
- Usłyszałem coś, co brzmiało jak “blondyn”. - Spojrzałam na niego niepewnie.
- Rozumiesz coś po japońsku?
- No przeczytałem kilka poradników, a ostatni rozdział był właśnie o włosach. - Wzruszył ramionami, a ja poczułam się bezradna. Pięknie. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby nauczył się dla mnie japońskiego. Taaak, tylko tego mi brakowało.
- Cicho tam, młodzieży! - Krzyknęła Lulu, a ja przyłożyłam palec do ust, aby pokazać Jackowi, że ma przestać mówić. - Śpiewamy!
Puściła jakąś starą piosenkę, której ani ja, ani Jack nie znaliśmy, jednak nie przeszkadzało jej to w urządzeniu nam koncertu. Bo przecież, po co się ograniczać?
Gdy wjechaliśmy na teren dworca, Miku już tam czekała, a na nasz widok zaczęła energicznie machać ręką. Była ubrana w błękitną bluzkę i dżinsowe spodenki. Nawet w takim stroju i bez makijażu wyglądała jak modelka. Tym się różniłyśmy.
Zatrzymałyśmy się, a ciocia wysiadła, aby otworzyć bagażnik.
- Pamiętaj, że masz minusa za spiskowanie za moimi plecami. - Pogroziłam palcem Jackowi, a on zaśmiał się, ściągając moją rękę na dół, jednak nie zabierając swojej. Och.
- To było w dobrej wierze, uwierz.
- Teraz już ci nie wierzę - fuknęłam, odwracając się w stronę okna.
- Sakura…
- Nie.
- Sakura… - Poczułam jego dotyk na żebrach, co od razu mnie połaskotało. Mimowolnie zaczęłam się śmiać, a w tym momencie Miku zasiadła na przednim miejscu pasażera.
- Gołąbki, nie zapomnijcie o mnie. - Uśmiechnęła się w lusterku wstecznym, a ja odepchnęłam ręce Jacka.
- Mik…
- No już, cichutko. - Ciocia wsiadła za kierownicę, zamykając za sobą drzwi. - Jedziemy! Czas zrobić zakupy!
- Ale jakieś konkretne? - Spytałam, rzucając Jackowi urażone spojrzenia. On jednak nie reagował na to niczym innym jak śmiechem.
- Ja i Miku pójdziemy wymienić mi szafę. Ostatnio w starej zalęgły się mole… - Zmarszczyła brwi i pochyliła się nad kierownicą. - A wy pójdziecie się po prostu przejść. Nie będę ciągała mojego modela po sklepach dla plus sześćdziesiątek.
Popatrzyłam na Jacka, a on orientując się, że rozmawiamy o nim, wykazał jeszcze większe zainteresowanie niż wcześniej, choć myślałam, że to niemożliwe.
- Coś się dzieje? Coś się dzieje? - Był tak podekscytowany, że trudno było mi to opisać.
- Gaz do dechy! - Krzyknęła Lulu, mijając całkiem niezłą renówkę. Za kółkiem siedział mężczyzna w średnim wieku, który na widok ciotki mało, co nie uderzył w pobliskie drzewo. Wszyscy się zaśmialiśmy, nawet ja, mimo że wiedziałam o tym, że to tylko mnie próbowano tu rozweselić.
- Uwielbiam momenty, kiedy się śmiejesz - powiedział Jack, znajdując się niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Przez moje ciało przeszedł prąd, spowalniający moje reakcje. Pocałował mnie w odsłonięte miejsce nad uchem, po czym odsunął się, jakby nic się nie stało.
Mój umysł protestował.
Mój umysł bardzo protestował, a żeby było ciekawiej sam ze sobą walczył.
Nie potrafił wytworzyć jednej reakcji, ale za to chciał zrobić kilka rzeczy na raz.
Dojechaliśmy do Takayamy w niecałe dwadzieścia minut. To miasto przypominało już normalną mieścinę, bez mnóstwa zabytków i ludzi ubranych w kimona. Mieszkańcy nie różnili się niczym od tych tokijskich, więc czułam się tu swobodniej.
- Powiedz modelowi, że zaraz was wysadzę i jak coś, będę pod telefonem. - Ciocia wjechała na parking, nawet nie kupując biletu. Naprawdę chciała nas tu zostawić. A ja głupia jej nie wierzyłam…
- Jack, ciocia mówi, że masz wziąć Sakurę i dobrze się bawić. Macie kilka godzin dla siebie, bo Lulu chce spenetrować dosłownie każdy sklep w tym mieście, nie uprzykrzając wam życia musem bycia z nami.
Miałam ochotę zabić ją wzrokiem i byłam bardzo bliska zrobienia tego, jednak ciocia zdążyła już nam pomachać.
- Dobrzej zabawy, złotka! - Puściła mi oczko w lusterku, a ja prychnęłam gniewnie pod nosem.
Miałam dość wszystkiego, co związane z miłością i przywiązaniem. Zresztą nie tylko z tym. Stresowało mnie również istnienie tęsknoty, a to właśnie tego powinnam teraz najbardziej unikać,  a nie wychodzić na przeciw, do cholery!
- Do zobaczenia niedługo! - Miku szybko zamknęła za sobą drzwi, po czym obie odjechały.
Staliśmy przez chwilę w ciszy, patrząc za niknącym samochodem.
- Powiedz mi dokładnie, jakim cudem zostawiłeś wszystko, co miałeś w Anglii i pojawiłeś się tu? - Spytałam, chcąc przerwać milczenie. Ruszyłam przed siebie, kierując się do głównej ulicy.
- Razem z Angie jesteśmy informatykami, tworzymy strony internetowe, więc możemy pracować wszędzie, gdzie jest dostęp do Internetu. - Poprawił kurtkę, wkładając ręce do kieszeni.
- To chyba wygodne, prawda?
- Jak widzisz nawet bardzo. - Uśmiechnął się pod nosem.
Co z nim było nie tak? Sasuke nie uśmiechał się tak jak on nawet w dziesięciu procentach. Ech. Zacznijmy od tego, że on generalnie prawie w ogóle tego nie robił. Czemu Boże zdecydowałeś, że wybrałam gbura, który chciał mnie jedynie wykorzystać, a nie idealnego faceta, który przebył dla mnie pół świata?
- Jeśli siedzę ci na głowie, to powiedz tylko słowo, a pojadę. Bilety wcale nie są takie drogie. - Spojrzałam na jego prawą dłoń i otworzyłam szerzej oczy. Szybko ją złapałam, przystawiając do oczu. - Jeżeli chciałaś mnie dotknąć, nie uciekłbym. - Popatrzył na mnie chytrze, lecz ja byłam wpatrzona w mały tatuaż na wewnętrznej stronie jego nadgarstka.
Był malutki, prawie nie rzucał się w oczy. Maskował się tak dobrze, że nawet ja przez ten cały czas nie byłam w stanie go dostrzec.
Wyglądał on tak:

6 X

Gdy dotknęłam skóry, pod którą znajdował się tusz, chłopak wzdrygnął się, lecz nie zabrał ręki. Popatrzyłam na niego, jednak on uciekł wzrokiem w bok. Puściłam jego dłoń, powodując dłuższe milczenie między nami.
Dotykał ust, jakby szukał papierosa. Dobrze znałam ten gest, często widząc go u znajomego z pracy, który rzucił nałóg. Jack zobaczywszy, że domyśliłam się co robi, jeszcze bardziej wydawał się zamknąć na moją ingerencję. Było to ciekawe w swym cierpieniu zjawisko. To teraz ja zdawałam się być rozmówcą, a on osobą, która miałam o czymś opowiedzieć, a nie na odwrót.
- Kiedyś paliłem - powiedział, chcąc szybko zejść z tematu.
- A co znaczy ta data?
Domyśliłam się tego praktycznie od razu. Szósty października musiał być dla niego bardzo ważnym dniem, jeśli zdecydował się nosić go ze sobą do śmierci.
- Jest… ważna. - Z powrotem schował rękę do kieszeni, a ja wbiłam wzrok w chodnik.
Mijali nas ludzie, co jakiś czas spoglądając na Jacka, który wyróżniał się kolorem włosów oraz wzrostem. Był również ubrany jak ktoś spoza Japonii, więc przyciągał spojrzenia wielu młodych kobiet. Mimo to, cały czas szedł przed siebie zamyślony.
- Tego dnia oświadczyłem się jej.
Doskonale wiedziałam, o kogo chodzi. O tą kobietę, którą pokochał, tak bardzo podobną do mnie. Szczerze mówiąc, aż zabolało mnie serce. Znów. On tak bardzo się starał, tak bardzo chciał… A ja nie byłam w stanie mu tego dać.
- I dokładnie tego samego dnia tir zmiótł ją i jej motor z powierzchni ziemi.
Gwałtownie otworzyłam oczy, nieświadomie kierując nas na mniej ruchliwą uliczkę. To… to dopiero musiał być cios. To nazywa się najlepszy i najgorszy dzień twojego życia. A ja użalałam się nad sobą.
- Zdecydowałem, że te wydarzenia zasłużyły, aby pozostawić ślad również na moim ciele - powiedział, lecz jego głos był przytłumiony. Doskonale wiedziałam, dlaczego.
Byłam dla niego tym, czym Sasuke dla mnie. Odkupieniem po zamieszaniu z Ryanem, czymś, czego podświadomie pragnęłam. A gdy wreszcie udało mi się złapać to szczęście za nogi, za nic nie mogłam go puścić. Ja swoje popuściłam, aby dać czas mu dojrzeć lub zginąć, a nie zależało to ode mnie.
- Wydaje mi się, że nie potrafię dobrać odpowiednich słów, aby…
- Nie musisz. - Uśmiechnął się smutno. - Wystarczy, że jesteś.
Zacisnęłam rękę w pięść, szczerze nienawidząc siebie samej. Gdybym tylko poznała cię wcześniej… O te kilka dni, o te kilka cholernych dni!
- Co ty tu robisz? -Nad moją głową pojawił się cień, a ja zastygłam w bezruchu na dźwięk tego głosu. Jack szybko złapał mnie za ramię i pociągnął w swoją stronę.
Uniosłam wzrok i kompletnie zaniemówiłam.
- Co ty tu robisz, z nim? - Sasuke zaakcentował dwa ostatnie słowa, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem.
- Możesz mówić tak, abym ja też zrozumiał? Lubię wiedzieć, o co się kłócę. - Jack postąpił krok do przodu, jednak zdążyłam położyć dłoń na jego klatce piersiowej, mówiąc tym samym, aby nie wykonywał gwałtownych ruchów.
- Gówno mnie obchodzi twoje zdanie - warknął Uchiha, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Więc to do mnie masz pretensje, że cię wykorzystałem, a sama odstawiasz coś takiego?! - Wyrzucił ręce do góry, a nasza trójka nagle stała się główną atrakcją ulicy.
- Nie masz o niczym pojęcia - wyrzuciłam, nie chcąc robić z siebie ofiary, którą się czułam. Nie przy nim.
- Szybko znalazłaś sobie zastępstwo! - Od Sasuke tryskał gniew. Był jak wulkan zalewający wszystko dookoła, tylko że ja nie pozwoliłam, aby mnie sparzył.
- To nie ja powinnam to powiedzieć?! Ta niebieskowłosa piękność od razu się na ciebie rzuciła!
- Akemii?! Chyba zgłupiałaś! - Znów machnął rękoma, wyrażając brak aprobaty.
- Widziałam zdjęcia.
- Od kiedy im wierzysz, do cholery?!
- Od kiedy zobaczyłam was razem miziających się na masce samochodu. Więcej nie potrzebowałam.
- To ty ściągnęłaś tu tego dupka!- Wskazał na Jacka, na co ten odruchowo spiął się gotowy do ciosu. - Za mało ci było mnie?!
- Nie zachowuj się jak zazdrosne dziecko! - Tupnęłam nogą, walcząc ze łzami.
Był tu, był obok. Tak blisko, że gdybym rzuciła mu się na szyję, złapałby mnie w swoje objęcia. Ten scenariusz był jednak całkowicie nierealny.
- To ty zareagowałaś na jedno, głupie zdjęcie!
- To ty nie wiesz, dlaczego przyjechał!
- Po jedno! żeby cię przelecieć, to chyba oczywiste!
Zaniemówiłam. Nie byłam w stanie się wysłowić, bo tak zaszokowały mnie jego słowa.
Za kogo on mnie miał, jeśli sądził, że byłabym do tego zdolna.
- Nie mam pojęcia, co powiedziałeś, ale wiem, że mam ochotę ci mocno przypierdolić. - Jack spełnił swe słowa od razu. Tak szybko, że Sasuke nie miał nawet chwili na zastanowienie się.
Widziałam, jak złapał się za szczękę, a w jego oczach zapłonął tak wielki gniew, jakiego jeszcze nie było dane mi ujrzeć. Zaczęłam bać się najgorszego.
- Sasukeee! - Z drzwi domu obok wybiegła dziewczyna. Miała czerwone, rozwichrzone włosy i nosiła męski podkoszulek oraz ewidentny brak dolnej części stroju. Podbiegła do nas i złapała go za ramię. - Sasuke, kochanie! Kuchenka się pali!
- Co…
- Pożar! Skarbie, ratuj dom!
Wszyscy spojrzeliśmy w stronę wejścia, skąd wydobywał się już dym, a smród zdążył do nas dolecieć.
- Mam gdzie…
- Twoje dokumenty, telefon!  Jesteś mi to winien za ostatnią noc! Nie wezmę od ciebie pieniędzy! - Zaczęła skakać jak opętana, a ja bardzo szybko połączyłam fakty. Była zwykłą dziwką.
- Idziemy stąd. - Odwróciłam się na pięcie, odchodząc.
- Sakura, czekaj! - Krzyknął Sasuke, jednak tamta znów go pociągnęła.
- Mój dom, mój dom!
- Sakura!
- Idź! - Spojrzałam na niego z nienawiścią. Był wszystkim, czego chciałam uniknąć. Dosłownie wszystkim. - Ratuj wasz dobytek! - Patrzył na mnie zdezorientowany, ale ja już dobrze wiedziałam, jak będą brzmiały moje kolejne słowa. - Biegnij jej na ratunek! No dalej! - Pod koniec głos mi się załamał, jednak nie ustępowałam. - Spełnij swój kolejny, pieprzony obowiązek! Może i tym razem trafi ci się bonusowa forsa!
- Sa… - Coś wybuchło. Huk zwołał sąsiadów na ulicę, a syreny strażackie nieustępliwie zwiększały natężenie swojej głośności, zbliżając się.
- Aaa! Sasuke! Boję się! Uratuj mnie, proszę!
- Żałosne - powiedziałam przez łzy, przeciskając się przez tłum, który właśnie zdążył się zgromadzić.
Jack był o krok za mną. Nawet wtedy, gdy w szale wpadłam na jezdnię pełną rozpędzonych aut. Liczyło się tylko to, aby znaleźć się dalej od niego.
Dalej od Sasuke.
Patrz mnie, bierz mnie. Mrrr.
*** 
Możecie mnie teraz zjeść, choć to nie koniec piekła, spokojnie ;]
Z Miku doszłyśmy ostatnio do wniosku, że jesteśmy okropnymi autorkami, niszczymy swoich bohaterów xd ale co zrobisz? Nic nie zrobisz?
Przyznaję się bez bicia, że nie czytałam rozdziału w całości za jednym razem, tylko pisałam po kawałku. Możliwe, że zajdą w nim drobne zmiany, gdy to w końcu zrobię xD
Cóż. Jak można zauważyć Karuzela się powoli zatrzymuje, choć mam w planach nowe opowiadanie, żeby nie ukrywam nadal istnieć. Zobaczymy, co z niego wyjdzie :>
Pozdrawiam!

10 komentarzy:

  1. No z tą Karin to żeś rozwaliła system po całości (Y) Na serio... aż słów mi zabrakło... [*]
    Sasuke baran zamiast odjeżdżać spod tego domu, powienien wtedy wejśc tam i ambarasu narobić! Ooo ! I wteyd nie było, głupiej Karin i tego całego zamieszania!!!
    Eejj, a gdzie opierdol Miku? xD No dobra, przyjdzie na niego czas xd
    W Tokio to był prawdziwy rozpidziel Uchiha style i jeszcze Dyara do tego - ona też coś czuję, że posuszy głowę Sasuke gdy tylko powróci do Tokio.
    Koniec tego rozdziału był dość symboliczny. I przykro mi to mówić, ale do Sasuke chyba właśnie doszło, że stracił Sakurę.
    Koniec basta i nie ma happy endu [*]
    Nadal nie wierzę, że zeswatałaś Miku z Kankuro... ale lepiej to przemilczę ahaha Xd
    A co do niszczenia swich bohaterów, to przecież to jest takie mega ekstra uczucie <3 <3 <3 Później tylko czekasz na osąd czytelników, którzy chcą cię poszatkować XD
    Bajoooo Szczylu :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czeeeeeeeeeeeeść! ♥ Karuuuzeelaaaaa, lalala i ten cytat!

    Okey, trzeba spoważnieć. Nie dobrze się dzieje z Sakurą.. Kankuro, po prostu nie był dla niej.. A Sasuke, eh..
    (Kankuro, gentelmen? :D / "Cycki do przodu" <3)
    Sakura czuje, że stoi w miejscu, prawda? Dlatego ta zmiana, dotycząca jej włosów.. Ale jak tylko zmieni ich kolor.. rozpocznę protest.:d

    Cieszę się, że nie zmieniłaś charakteru Temari, mimo, tego, że Sakura nazywa ją "zołzą" - chociaż.. chyba, że tylko ja nie odbieram jej słów jako wrogo nastawionych?
    Sakura jest nauczycielką ♥ jeśli chodzi o muzykę, to wykształcenie jest tylko podporą do przekazywanie wiedzy, jak się tego nie czuje, to nawet wiedza nie pomoże.

    Sasek, źle traktuje kolegów. Zły Sasek.
    Wiedziałam! Wiedziałam, że zacznie brać udział w wyścigach. Itachi, jest rozkosznym starszym bratem. Jest tak rozkoszny jak tylko starszy brat może być.
    No, cholera. Wygadał się! Jak on mógł! I co teraz? Dlaczego w taki sposób? O jak źle. Właściwie, czemu Imai, nie chciała od razu powiedzieć Itachiemu, że jest w ciąży?
    Dyara, ratuje sytuację? ;)

    Młodszy Uchiha już wie, że będzie ojcem... i Co teraz zrobi? No pewnie się spróbuje zabić, przy testowaniu auta... albo no .. oh, nie. Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie. Nie do Karin! Kocha Sakurę i zamiast wejść i ogarnąć sprawę, to on co robi? Oh, nakopać mu;d
    (Jack! To Jack, do niej przyjechał;d)

    No w mordę. Co miłość robi z ludźmi? Cierpią podwójnie i Jack, i Sakura i nawet Sasuke.. Taki facet jak Jack... gdzie jesteś?
    Trzeba znaleźć dla Jacka, jakąś cudowną kobietę! I koniec kropka, Shee;d
    Miku i Jack - spryciarze:D

    Wiedziałam, że Sasuke jej tak szybko nie przejdzie. Uchiha za mocno oddziałują na kobiety. Co z tego, że nie są super mili i takie tam?

    "Coś się dzieje? Coś się dzieje?" i jak tu nie kochać Jacka?:d

    Oh, Shee ..To dlatego.. to dlatego Jack jest taki jaki jest. On, po prostu, nie chce znowu stracić kogoś, tak dla niego ważnego. Dlatego tak się zachowuje, w taki magiczny sposób.

    Sasek! Biją się *_*
    Mówiłam, że Karin to zło? Złoooooooooooooooooo.
    Nieee i coo teraz? Jak tu czekać na następny rozdział? Jak żyć, pytam się? Jak ogarnąć Saska i naprawić całą sytuację?;d

    Oh, weny, Shee! ♥

    P.S Te piosenki! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!
    TT^TT

    no jak mogłaś ? no jak :C?
    jestem w szoku idę zjeść czekoladę,komentarz później. TT^TT
    Akemii rozbija mi Sakure,Miku Sasuke a Ty palisz dom puszczalskiej Karin,czemu ona nie spłonęła ;O ?!?!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohayo ^^

    Ochłonęłam,wsunęłam czekoladę i jestem. ^^
    Wszystko mi się podobało. Może po kolei ;

    "Były ze mną, kiedy zginął tata. Były ze mną, kiedy zniknął Ryan. Były ze mną, kiedy zostawił mnie Sasuke. Były wszystkim, o czym chciałam zapomnieć." Dziwne uczucie czytać o jej włosach,które jej przeszkadzają. Jakby nie było to jej wizytówka. Cudowne różowe włosy i ogromne zielone oczy. ;) Pierwsze co przyszło mi do głowy to to,że ta wariatka je obetnie :p

    " Znam cię z gazet, ale nie oczekuj tu zawrotnej ilości fanów. Nas tu naprawdę nie obchodzi twoja sława związana z Uchihą."
    W tym momencie byłam równie wściekła i zirytowana co nasza Sakura. Sama chętnie bym jej strzeliła jednego prawego sierpowego wymierzonego w nos.

    "- Shee jest w ciąży.
    Coś upadło na korytarzu, a my oboje zwróciliśmy głowy w tamtą stronę."
    Zamarłam,zachował się okropnie. Rozumiem,że był zdenerwowany ale takich rzeczy nie mówi się w gniewie to sprawa pomiędzy dwojgiem ludzi. Tu załapał minusa. Oj Sasuke..

    "Puściłem się biegiem przez las, aby jak najszybciej znaleźć się w aucie. Odjechałem na ślepo i daleko tak, aby nawet sam nie wiedział, gdzie jestem. Aby moje ciało poczuło się tak skołowane jak dusza."
    Sheee no jak mogłaś ;c Znów ranisz tego buraka? No dobra niech cierpi aleee...no szkoda mi go ;c

    " Och, na pewno nie będzie miało tych pięknych, niebieskich oczu i blond włosów i…"
    Niczym potomek naszego Naruto ^^ Uroczo <3

    "- Po jedno! żeby cię przelecieć, to chyba oczywiste!"
    Czemu ona nie strzeliła mu w pysk ?! No ja się pytam czemu ?!:o Powinien dostać z półobrotu w nos i w klejnoty no ;o

    'Liczyło się tylko to, aby znaleźć się dalej od niego.
    Dalej od Sasuke."
    Kolejne nieczyste zagranie z strony Uchihy,takie bolesne dla tej biednej dziewczyny. JAk mógł przelecieć tą dziwkę,.kocha Sakura a co robi..to dziecko będzie cierpieć coś czuję..
    Ten cholerny egoista nie zwraca uwagi na nikogo poza sobą. Liczy się tylko jego cholerna zakaprysiona dupa.Niech trzyma wacka w spodniach..Idiota jeden..
    Sakura trzymaj się !
    Shee daj jej odetchnąć w następnym rozdziale proszę Cię ;) Jego zlinczuj ;o Tego dziwkarza ;o Karin ma cierpieć,wyć z bólu ;o A on z nią jasna cholera ;o
    Ale jestem na niego cięta no;o Udusiłabym,albo niech Itachi mu naprostuje poglądy ;p

    Pozdrawiam Cię,ściskam,życzę weny i namiętności w pisaniu ^^
    Przez Ciebie zginęły prawie dwie milki [*]
    (Bój się Boga :D!)

    Polly-chan ~

    OdpowiedzUsuń
  5. Nienawidzę bloggera ;-; Tak więc, podejście czwarte:
    Aż dziw, że Sasuś to przeżył. Ja to bym na jego miejscu się bała zaleźć za skórę Imajowi. Byłam pewna, że Shee przerobi go na mielone.
    Brawa dla Karin. Mi (jak na razie) udało się tylko spalić bułkę i przypalić wodę na herbatę. Może kiedyś też coś wysadzę? :D
    Ciocia Lulu coraz bardziej przypomina mi Edgara, czym zyskuje +10 do zajebistości.
    Pewnie zostanę za to zlinczowana, ale ja tam nie lubię Jacka. Jest taki... zbyt idealny. A może po prostu za bardzo kocham Sasuke?
    Dyara taka mądra bardzo.
    -Powiedz A!
    -A!
    -Siad.
    *siada*
    -Leżeć
    *kładzie się.
    Jak piesek. Mały, słodki, bezbronny i baaaardzo obrażony szczeniaczek.
    To dziecko będzie miało zniszczoną psychikę do końca życia. Z taką rodzinką...
    Zastanawia mnie, jak (i czy w ogóle) wykreujesz Madarowe wnuki...
    Szkoda, że Karuzela już się kończy. Mam nadzieję, że zatrzyma się z rozmachem, fajerwerki, fanfary, te sprawy... :]
    Tak więc, weny, Imai.
    Pozdrawiam,
    Me

    OdpowiedzUsuń
  6. Oo, cholera. Ujawniłam się już na kilku blogach, tu też to zrobię, a jak! Dam rękę uciąć, że czytam od początku (chociaż pewna kurde nie jestem 1 100%, ale dam). Trafiłam po prostu gdzieś na link i BAM. Ogólnie bardzo spodobała mi się fabuła i to, jak wykreowałaś postaci. Dodałaś aurę tajemniczości, powoli odpowiadałaś na pytania. To jest to, co Mari lubi! ^^ Nie pytaj, czemu nie komentowałam, bo sama nie mam pojęcia. Jakoś tak mam, że czytam i z rozmachu zamykam strony. Możesz nawet zapytać Miku, w jej przypadku zajęło mi to kilka lat. ><
    Samym rozdziałem mnie rozwaliłaś. No kurde, Karin... Błagam, powiedz, że dziewczyna spłonie razem z domem!
    Ah, Sasuke to pajac, Sakura jest zbyt dumna, ta para to mieszanka wybuchowa, ale pasują do siebie! Biedny nie zdaje sobie sprawy, że takim zachowaniem sobie nie pomaga, ajć.
    No i ta końcówka! Mam nadzieję, że naszej ciężarnej nic się nie stanie.
    Ah, pozdrawiam cieplutko!
    Mari

    OdpowiedzUsuń
  7. Może to przez hormony...Może przez twoje opowiadanie ale w każdym razie ryczę jak głupia. Sasuke zamiast zostać. Wejść. Błagać na kolanach by go nie zostawiała to ten odjechał do Karin...Kokardy opadają, albo odpadają. To drugie lepsze. Jack jest kochany. Jest niesamowity. Jest ideałem ale...Każda z nas ma swój Ideał i ma go też Sakura...Chłodnego, nadętego bufona....Sasuke. Żal mi Sasuke przez jego głupotę, ale żal mi też Sakury bo dostać takie baty od losu...Wiem co to znaczy...Mam nadzieje że Sakurze nic się nie stanie, albo stanie i w szpitalu Jack i Sasuke dojdą do porozumienia, Sakura przeżyje...Nie wiem jak to wykreujesz...Jest tyle dróg którędy możesz pójść...
    Powodzenia dalej i weny...Dużo weny ; )

    OdpowiedzUsuń
  8. Shee, co ty robisz, co? Q.Q
    Zamiast wszystko naprawić, ty rozwalasz jeszcze bardziej!
    Jak tak dalej pójdzie, to z mojego wymarzonego happy end'u zostaną tylko gnijące zwłoki! Chcesz tego?!
    Zachowanie Sasuke jest nie do przyjęcia! Nieważne, że go kocham/ubóstwiam/wielbię *właściwe skreślić* za coś takiego na miejscu Sakury przypierdzieliłabym mu w tę jego idealną buźkę z prawego sierpowego! (nieważne, że bym nie trafiła ^^" to szczegół!)
    Wykastrować to za mało!!
    Idę się popłakać ;-;
    Dzięki Bogu, że mamusia upiekła wczoraj ciasto czekoladowe z polewą! Będę miała czym się opychać, topiąc jednocześnie smutki wywołane sytuacją w Karuzeli.
    Mam nadzieję, że nie szykujesz dla nas takiej bomby, jak na Kyodai. Tam też pragnęłam z całego serduszka, aby wszystko skończyło się szczęśliwie, a tu dupa .___.
    A! I nadal ci za to nie wybaczyłam!
    Cóż, mnie, jako niewiele znaczącej czytelniczce, pozostaje modlitwa do Boga/Szatana/Jashina *właściwe skreślić* o "w miarę" dobre zakończenie.

    Weny!

    ShoriChan

    PS.: A tak na końcu dodam, że ja też jestem jedną z niewielu anty-fanek Jack'a ^^" Nie zlinczujcie mnie za to!

    Bye!

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć!

    Mam nadzieję, że mnie jeszcze pamiętasz. Jakiś czas temu prowadziłam bloga z opowiadaniem (http://drumming-songs.blogspot.com/). Po zakończeniu historii zrobiłam sobie małą przerwę, ale tak jak obiecałam - wróciłam.

    Także serdecznie zapraszam na mojego nowego bloga. Mam nadzieję, że ta historia również Ci się spodoba. ;)
    http://figure-you-out.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń