25 maja 2021

Mojra. Przeklęte dzieci Inayari

        Z racji, że blog został zakończony, nikt z was pewnie nie spodziewał się na nim notki, a tu proszę. Oto i ona!

Piszę, ponieważ chciałabym wam serdecznie podziękować za te wszystkie lata, gdy funkcjonowałam w internecie jako Sheeiren Imai. I tym, którzy ochodzo komentowali notki, i tym, którzy przyglądali się moim blogom z boku. Widziałam was po ilości wyświetleń, wiem, że tam byliście!

Czas, jaki spędziłam pod pseudonimem, zaowocował nie tylko w postaci zwiększenia poziomu moich pisarskich umiejętności, ale także w strefie towarzyskiej. Dzięki tym opowiadaniom poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi. Z częścią z nich mam kontakt do dziś. Stopniowo oswajałam się też z publikowaniem swoich tekstów, aż w końcu dobiłam do chwili, gdy byłam gotowa przejść na swoje prawdziwe imię i nazwisko.


Więc, cześć. Jestem Aga Kulbat i piszę książki,

a 29 kwietnia 2021 roku odbyła się premiera mojej pierwszej książki

pt. „Mojra. Przeklęte dzieci Inayari".


Opis pochodzący od wydawcy:

W pełnym miłości wzroku ukochanego czasem kryje się zalążek zagłady.

Rayn, ratując życie Aidena, nie zdaje sobie sprawy, że to on ma przynieść jej zgubę. Ich połączone życia łączą też emocje, ból i sny, zamazując granicę pomiędzy dobrem a złem, a Rayn nie jest w stanie poznać, czy myśli nawiedzające jej głowę należą do niej czy do chłopaka. Ten chaos jest tylko pozorny, bo każdy jej krok, czyn i słowo zostało dokładnie zaplanowane przez Mojry – boginie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Rayn nie podda się tak łatwo i jej celem stanie się wyrwanie z okowów przeznaczenia, bo od teraz każda decyzja jej i Aidena, zdecyduje o losie świata.


Grafika autorstwa Vii Morte

Rayn, główna bohaterka Mojry, to kapłanka i runiczna, która nigdy nie opuściła skutego lodem Zakonu Inayari. Jej codzienność jest monotonna, momentami wręcz nudna, co zmienia się, gdy na stole operacyjnym kobiety ląduje umierający nieznajomy. Rayn ratuje mu życie, lecz nie wie jeszcze, że ceną tego czynu ma być jej własne.


"Rayn drgnęła, ale nie cofnęła ręki. Jej oczy otworzyły się szeroko, wyrażając zagubienie. Aiden odebrał jej reakcję jako sukces, bo kapłanka wydawała się powoli rozumieć, co się stało — że jedynie lekko dotykając jej skóry, pokazał jej wszystko, co czuł, a o czym nie potrafił opowiedzieć."


Grafika autorstwa Vii Morte
Aiden to runiczny Zakonu Hakuza i zaginiony przed laty książę Ratrii, który słynie ze swojego ironicznego poczucia humoru oraz tego, że mając dziewięć lat uciekł z Twierdzy Namiri i przepadł w chaosie, w jaki kraj wpadł z powodu wojny domowej. Choć Aiden nie trafia do Inayari przypadkiem, spotkania z owianą złą sławą, potężną runiczną nie miał w swoim grafiku. Mimo tego, z każdym kolejnym dniem spędzonym w jej towarzystwie, coraz bardziej uświadamia sobie, że jeszcze chwila, a nie da rady bez niej żyć.


"Cofnęła dłonie z zamiarem odepchnięcia się od ściany i wstania. Aiden jednak szybko złapał ją za nadgarstek i pociągnął z powrotem na ziemię. Syknęła cicho i spojrzała na niego ze złością, maskując nią strach. Napotkawszy jego wzrok, poczuła się jeszcze bardziej zdezorientowana. Teraz nie miała pojęcia, jak książę się czuł. Związana z nim świadomość zniknęła, znów był dla niej enigmą i Rayn sama już nie wiedziała, co było gorsze."

Grafika autorstwa Wavy Hues
Grafika autorstwa Wavy Hues
Grafika autorstwa Wavy Hues

       Chciałabym również zaprosić was na Lubimy czytać, gdzie Mojra, a wraz z nią i ja, otrzymałyśmy swoje miejsce chwilę przed premierą.


        Słowem zakończenia, po cichu mam nadzieję, że chociaż cześć z was, choćby i tylko z sentymentu sięgnie po Mojrę. Inni może skuszą się na nią, ponieważ zainteresował ich jej opis. Każdy powód jest dobry do poznania historii Aidena i Rayn, zapewniam, bowiem Przeklęte dzieci Inayari to dopiero pierwsza z wielu części serii. Dla chętnych zostawiam kilka linków, pod którymi można kupić Mojrę.
        Jest również opcja zakupu jej bezpośrednio ode mnie, do czego również zapraszam. Zawsze można mnie złapać na którymś z profili:

        Ten wpis nie musi być ostatnim. Kolejna moja książka, tym razem romans akcji, wyjdzie w 2022 roku i prawdopodobnie wtedy również się wam przypomnę. Myślę, że to całkiem fajny sposób na uwzględnienie wszystkiego, do czego doszłam dzięki blogom i oczywiście wam, za co jeszcze raz bardzo dziękuję.


Agnieszka Kulbat

30 listopada 2014

EPILOG

Zapraszam na ostatnią notkę Carousel Of Chances SS.

"Kiedy duch i serce jest silniejsze niż ciało, 
to ból wśród nieszczęść uczynił Cię skałą. 
Tylu już przegrało, zabiła ich słabość, 
ty wśród nich wyciągasz dłoń po wygraną." 
~ LUXTORPEDA

Ktoś mnie pokochał.
To trochę prozaiczne stwierdzenie, bo dla każdego miłość jest czymś innym. Jedni nią gardzą, drudzy cenią ponad życie. Jak ją ocenić tak, aby miało to sens? Jak życiowym celem może być coś, czego inni nienawidzą?
Byłabym w raju, jeśli z góry ktoś ustaliłby dobro i zło; statuty, które trzeba spełniać i czyny, których trzeba się wystrzegać; uczucia, które się szanuje oraz te, które się ignoruje. Wszystko byłoby wtedy prostsze. Powiedzenie „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia” stałoby się absurdem, a wszyscy przestaliby mieć problemy egzystencjonalne natury chociażby uczuciowej. Zniknęłaby niepewność, niestabilność i brak wiedzy na temat tego, czego się chce.
To ostatnie ma wiele twarzy. Jedni pragną rodziny, inni sukcesu, a jeszcze inni dosłownie niczego, bo nic nie jest dla nich wystarczająco dobre. Chcą wszystkiego po trochu, choć nadal jest to nic, ponieważ albo marzy się o czymś konkretnym, albo nie robi się tego wcale. Bo po co zastanawiać się nad… no właśnie. Nad czym?
A potem spotkałam jego, jedynego określonego mianem „dziwkarza” biznesmena i już wiedziałam, czego chcę od życia.
- Alice! – Spojrzałam na mamę, która stała w drzwiach ubrana w niebieską sukienkę do ziemi. Spięła wysoko włosy, przez co wyglądała trochę śmiesznie. Ale ćśśś, nie mogła się dowiedzieć. – Ile razy ci mówiłam, że masz nie grzebać w moich rzeczach? – Podeszła i wyrwała mi nową książkę z ręki. Na podłogę upadło jakieś zdjęcie.
Schyliłam się, dzięki czemu zobaczyłam na nim jakiegoś pana, blondyna. Wyglądał jak jakiś fajny wujek.
- Ale ona była taka fajna, nooo. – Założyłam ręce na piersi, oddawszy mamie zdjęcie. Kazała czytać, a jak już zaczęłam, to mówi, że mam przestać. To co mam w końcu robić?
- Fajna, bo moja – westchnęła, wrzucając moją nową bajkę na najwyższą półkę szafy. Jenyyy i znowu będę musiała dać Jackowi swoje drugie śniadanie, żeby mi ją sięgnął. Wybrałam kiepski moment na tę akcję.
- Ty to napisałaś? – spytałam, siadając na łóżku rodziców. Machałam w powietrzu nogami, patrząc na mamę. Ta tylko spuściła oczy i podrapała się po głowie.
- Był taki czas, że prawie umarłam i nachodziły mnie dziwne myśli. Tyle. – Pstryknęła mnie w nos, poprawiając zegarek, który nosiła na lewej ręce.
- Mamo, a kto to jest dziwkarz? – Zatrzymała się w pół kroku i zaśmiała się nerwowo.
- To… taki chłopak, który podoba się wielu dziewczynom i to wykorzystuje.
- Aha…
- Młoda, zbieraj się. Żarcie przyjechało. – Znudzony Jack stanął w drzwiach z rękoma w kieszeniach i wyglądał, jakby tata właśnie dał mu po tyłku. Hłe, hłe. Ciekawe za co tym razem.
- Lecę! – Zeskoczyłam na podłogę, szybko znajdując się obok brata.
- Nie drzyj się tak – fuknął, a ja przewróciłam oczami.
- Ale z ciebie gbur.
- Wolę być gburem, niż irytującą dziewczyną.
- Masz coś do dziewczyn? – Przed nami pojawiła się Shinra. Mimo, że byliśmy w tym samym wieku, była strasznie wysoka i patrzyła na wszystkich z góry. Z reguły ci z dołu – czyli  ja – się jej bali.
- Tak, są denerwujące – potwierdził swoje słowa Jack, a ona zmarszczyła brwi. Jak to robiła wyglądała zupełnie jak jej mama.
- Popatrz na siebie – mruknęła.
- Ja jakoś na niego patrzę i żyję. – Minoru właśnie zszedł ze schodów. Jego blond włosy w ogóle nie pasowały do naszej rodziny.
- O, przyszło dziecko listonosza – zaśmiała się Shinra, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jaki masz problem, co? – rzucił naburmuszony.
- Ma to po mamie – odparł Jack. – Podobno jest tak samo wredna.
- Ej, zejdź z mojej mamy!
- Bo co?
- Bo…
- A co tu się dzieje? – Nie wiadomo skąd wyrósł przed nami tata. Nie lubiłam, gdy używał tego tonu. Zawsze się go wtedy trochę bałam.
- Co mi dzieci straszysz? – Ciocia Dyara wyszła właśnie z kuchni, kładąc rękę na głowie Minoru. – Mojego syna zostaw w spokoju.
- Jeszcze nic nie zdążyłem powiedzieć – odparł tata wyraźnie zirytowany. Jack coraz częściej wyglądał identycznie jak on, jak miał taki nastrój. Ten sam kolor włosów i oczu tylko ich do siebie upodabniał.
- I bardzo dobrze. – Minoru i ciocia wyszli na zewnątrz, a tata westchnął.
- Wy też, jazda na dwór. – Popchnął mnie lekko w plecy, a ja spojrzałam na niego urażona. – No dobra, chodź. – Uśmiechnęłam się od razu, kiedy tata wziął mnie na ręce.
- Alice, litości… Ile ty masz lat? – spytał Jack wyraźnie zdegustowany.
- Tyle samo co ty, ciemnoto.
- Ej. – Tata klepnął mnie w nogę. – Wyrażaj się.
- Sory, sory – mruknęłam. – Mogę ci przypomnieć ile, jeśli zapomniałeś. Dziewięć i pół.
- Ty jesteś głupia, czy tylko udajesz?
- Ciebie też mam upominać? – Tata użył tego tonu, po którym oboje zamilkliśmy.
Wyszliśmy na dwór, a tata postawił mnie na ziemię obok naszego stolika. Było przy nim duuużo małych krzesełek. Usiadłam na pierwszym wolnym, szybko zabierając się za żelki leżące nieopodal.
Wszyscy rozmawiali, śmiali się albo tańczyli. W ogóle w domu wujka Itachiego było mnóstwo ludzi. Czekałam na to całe przemówienie, kiedy powiedzą o co tu chodzi. W sumie lubię, jak wszyscy jesteśmy razem, ale zawsze jest ku temu jakiś powód.
- Alice, Alice! – Spojrzałam w prawo. Ku mnie czołgała się po trawie Asha. Z tego, co powiedziała mi mama, to umiała powiedzieć tylko to jedno słowo i ciocia Miku miała go już dość, bo mała powtarzała je w kółko.
- No co tam? – Nachyliłam się do niej, a ona z trudem usiadła pod moimi nogami. Pewnie znowu uciekła cioci, kiedy miała tylko siedzieć na kocu. Jak zawsze.
- Alice, Alice.
- Aha, tak myślałem. – Kątem oka zobaczyłam wujka Kankuro, który właśnie szedł w naszą stronę.
- Patrz, tata idzie.
- Aliceee. – Złapała się mojej nogi i nie chciała jej puścić nawet wtedy, kiedy wujek chciał wziąć ją na ręce.
- No już mała, wracamy do wózka.
- Aliceee.
- Wybacz mała, prawo buszu. – Ostentacyjnie wrzuciłam sobie do buzi żelka, a wujek puścił mi oczko.
- Już zaraz się zacznie, możesz siedzieć spokojnie.
- Okej.
Byłam chwilę sama, ale nie potrwało to długo. Rzeczywiście cała nasza rodzinna banda zaczęła się schodzić, a dziecięcy stolik szybko się zapełnił.
- No długo jeszcze? – mruknęłam, chowając twarz w dłoniach.
- Mogłabyś chociaż raz się nie odzywać, kiedy nie musisz? – rzucił Jack, poprawiając czarną koszulę.
- Bo co, bo jestem gorsza?
- Macie niejapońskie imiona – powiedział Minoru, a ja spojrzałam na niego wrogo.
- Ale to nadal ty jesteś tu z przypadku. – Shinra usiadła obok mnie, po czym przybiła mi piątkę.
- Jak ciotka Imai była w śpiączce, to na pewno wtedy dali ci za mało tlenu, czy coś i dlatego wyszło z ciebie, co wyszło. – Jack rozsiadł się wygodnie, a Shin warknęła ze złości.
- To nic osobistego Alice, ale ja się chociaż urodziłam po ślubie moich rodziców. Na pewno się mnie spodziewali. Nie to, co ciebie.
- Ej – zaprotestowałam.
- To naprawdę nie twoja wina, że masz brata idiotę. – Położyła sobie dłoń na sercu, a ja skinęłam.
- W sumie, to masz rację.
- Czuję się dyskryminowany – zaprotestował Jack, na co Minoru się obruszył.
- Ty się czujesz dyskryminowany? Serio?
- Cicho, blondasie. – Shinra machnęła ręką, biorąc łyk coli.
- Jak myślicie, będzie się dało kiedyś z nimi normalnie pogadać? – Wskazałam na kilka koców rozłożonych obok siebie, gdzie bawiły się młodsze dzieci.
- Przecież nie będą do końca życia mówiły tylko „Alice”… - Jack popatrzył na mnie z wyrzutem, a ja odwdzięczyłam się mu tym samym.
- O, patrzcie. – Odwróciłam się w prawo, tam, gdzie pokazywała Shin. – Jacky, masz swoje fanki.
- Nie nazywaj mnie Jacky – syknął, a ona zaśmiała się.
- Nigdy mi się to nie znudzi.
- Idziemy się z nimi przywitać? – spytałam, a kuzynka skinęła głową.
- Ktoś musi przecież zarabiać na jego autografach.
- Żartujesz, prawda?
- Czy ja kiedykolwiek żartowałam?
- Zawsze byłaś na to za wredna.
- No właśnie. – Wstałyśmy od stołu, mimo, że ktoś właśnie sprawdzał, czy mikrofon dobrze działał.
- Po co my tu w ogóle jesteśmy i czemu wszyscy są tak ładnie ubrani? – spytałam się jej.
- A weź nic mi nie mów. Dziesiąta rocznica ślubu moich rodziców.
- Co w tym złego?
- Mama chodziła nabuzowana od wczoraj. Rano prawie zabiła tatę patelką.
- Za co? – Otworzyłam szeroko oczy.
- Powiedział, żeby ubrała się na ciemno, bo czarny wyszczupla.
- Yhym – mruknęłam pod nosem, dochodząc do wniosku, że nie będę się nad tym zastanawiać.
- Twój brat jest irytujący – powiedziała, a ja przytaknęłam.
- Nic nowego.
- Ale możemy zrobić coś, żeby był jeszcze bardziej skrzywdzony przez los. – Zatarła ręce, a ja popatrzyłam z lekkim przestrachem na jej złowrogi uśmiech.
- Oho…
- Damy im jego numer telefonu.
- Tym jego koleżankom ze szkoły, co tak za nim biegają?
- No! – Klasnęła w dłonie, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Wyjęła z torebki małe karteczki. – Zaplanowałam to już wcześniej.
- To idź. Ja tu poczekam i zawołam, jakby ktoś szedł.
- Okej.
I poszła.
Rodzinna impreza trwała w najlepsze. Wszyscy się śmiali i dobrze bawili. Przy naszym stoliku kłótnia trwała w najlepsze, a ja byłam bardzo zadowolona, że mnie tam nie było. Mama i tata zniknęli mi z oczu, więc swobodnie przyglądałam się innym. Choć i tak najbardziej lubiłam patrzeć na mamę, była najpiękniejsza na świecie. Te jej włosy… Czasami żałowałam, że ich po niej nie miałam. Tata też był fajny. Mama mówiła, że czasami aż za bardzo. Wujek Itachi mieszkał blisko nas, więc te fanki Jacka nie musiały nas daleko szukać. Zawsze mnie śmieszyły, bo zrobiłyby dla niego wszystko, a Jack to czasem wykorzystywał. Na przykład kiedy nie chciało mu się iść po picie albo wyrzucić papierka po gumach.
Chwila.
Ma dużo adoratorek i źle to wykorzystuje.
Czy to znaczy, że mój brat rośnie na „dziwkarza”?

***

SUPRAJS!


Witam.
To straszne uczucie kończyć bloga, którego bardzo się lubiło. Uwierzcie, że to jedenaście miesięcy trwania Karuzeli minęło mi jak z bicza strzelił. Pamiętam, jak dodałam pierwszą notkę, kończąc tym samym Uchiha Kyodai, które odleciało do przeszłości niby tak dawno, a tak naprawdę przed chwilą.
Mogę zabrzmieć lekko narcystycznie, ale bardzo rozwinęłam się dzięki temu opowiadaniu. Jak porównuję Kyodai do tej historii to... to jest przepaść, serio. Jest przede mną jeszcze bardzo długa droga do własnej książki, ale przynajmniej wiem do czego mam dążyć i tego się trzymam.
Karuzela ma mnóstwo gaf. Tak, wiem. Nie wszystko przemyślałam, nie wszystko przedstawiłam tak jak chciałam, ale i tak jestem dumna z tego opowiadania. Tak samo jak z Kyodai mimo, że powinnam się za nie wstydzić, nie wspominając o Kin z Otogakure, które było moim pierwszym czymkolwiek. Tak, jestem dumna.
Ten epilog powinien was zaskoczyć. Większość z was wie, jak skończyłam poprzednie blogi, więc aby nie wpaść w rutynę nie wybiłam wszystkich głównych bohaterów, a nawet zostawiłam wszystkich przy życiu.
Nie wiem, co mam jeszcze napisać. Nadal jakoś to do mnie nie dociera.
Dziękuję wielu osobom, które przyłożyły się do tego opowiadania razem ze mną.
Na pewno w szczególności podziękowania należą się Venetice, która pieczołowicie sprawdzała mi notki od jakiegoś czasu, poświęcając go również na pierwsze rozdziały. 
Ogromne DZIĘKUJĘ kierowane jest również do:
Nami, kochana. Jesteś ze mną już bardzo długo. Nieustannie mnie wspierasz i nie mówię tu tylko o blogach. Wiesz za co mam ci do podziękowania i to najważniejsze :)
Me, psycholko. Ty też doskonale wiesz za co ci dziękuję. Mam nadzieję, że również zawsze przy mnie będziesz ;]
Akemii, frajerze. Za te wszystkie szablony, arty, zwiastuny, sruny i co tam jeszcze było. Zaraz czeka nas namiętna konwersacja na skypie, gdzie będziemy świętować dzień dzisiejszy, także się z tobą jeszcze zdrowo dziś nagadam :D
Leitha, ech. Ten moment, kiedy moja swoista mentorka zaczyna mnie czytać... to jest coś. Dzięki :3
Natalii Takihimy, ty też byłaś ze mną już na Kyodai, zostałaś na Karuzeli oraz 9c. To naprawdę miłe wiedzieć, że ktoś przez te wszystkie lata nadal mnie czyta ;]
Hoshi Akairo, za wszystkie słowa motywacji ;)
Sasame Ka, za szablony i przezwyciężenie lenia, aby nadrobić wszystkie zaległości xD
Kirze, która jak pierdyknęła komentarz, to aż się za głowę złapałam :D
Nie wymienię wszystkich, bo pisałabym do jutra, ale dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi przy Carousel of chances - czy przez komentarze, czy przez cokolwiek innego. To naprawdę znaczy bardzo dużo dla autora. Dziękuję nawet tym, którzy nie dawali o sobie znać. Te wyświetlenia nie wzięły się przecież znikąd ;]
Och, przedłużam to i przedłużam ;-;
Ta ostatnia niedzielaaa, dzisiaj się rozstaniemy ;_;
Będę z wami na Nine Crimes SS, After Shinobi World oraz na Kesshite Ni, także nie znikam tak totalnie.
Me przedstawiła mi własną wersję epilogu.
Mi tam się podoba xD
Dobra, kończę.
Karuzela oficjalnie się zatrzymała. Jeśli kiedyś ponownie wystartuje, to tylko w wersji one-shota. Nadszedł mnie dziś pomysł na historię w świecie shinobi. Tęsknię za tym. Wiecie, jutsu, morderstwa, ninja, te sprawy. Przecież to jest tak naprawdę "Naruto", które de facto niedawno się zakończyło.
Jeśli coś się w tym temacie zadzieje, dam znać na facebook'u ;]
Na koniec przedstawiam wam część rodzinę Uchiha, która mam nadzieję przypadła wam do gustu.


Bywajcie ten ostatni raz.
Osu!